Tekst modlitwy „Ojcze nasz”, zwanej także modlitwą Pańską, znajduje się w dwóch Ewangeliach: Mateusza i Łukasza. Ich autorzy dysponowali, jak uważamy, wspólną dokumentacją o nauczaniu Jezusa Chrystusa. Niemniej, wersje tej modlitwy, podane przez obu autorów, nie są identyczne. A przede wszystkim kontekst życia i nauczania Jezusa, w jakim są one podane, jest odmienny.

Tekst Mateusza ma dwa elementy „dodatkowe”, którymi są:

- jedna z próśb - bądź wola twoja, jak w niebie, tak i na ziemi

- oraz wezwanie finalne - ale nas zbaw ode złego. Oczywiście są także inne różnice, ale mają one charakter mniej istotny.

Jak wszystkie te różnice możemy wytłumaczyć? Pośród szeregu propozycji rozumienia tego zjawiska wydaje się najsłuszniejszą ta, która mówi, że Jezus sam podał dwie różne wersje, w zależności od kontekstu, w którym je wypowiedział, w zależności od sytuacji, w których nauczał. Takie wytłumaczenie proponuje się od Starożytności, aż do naszych dni.

Mateusz umieszcza nauczanie Jezusa w ramach tzw. Kazania na górze, a ściślej w całej serii uwag co do praktyk pobożności, podejmując się podążania za porządkiem zobowiązań w tej dziedzinie, które znali tradycyjni Żydzi: jałmużny, modlitwy i postu.

Wszystkie wezwania Jezusa, typu: „A wy zatem…” są w opozycji do praktyk, które pozornie wierzący, pobożni hipokryci, uprawiali. Opozycja ta dotyczy także praktyk, które miały związek ze środowiskiem pogańskim.

Dla Łukasza, Jezus jest jeszcze u początku Jego drogi podążania do Jerozolimy, rozpoczętej w Łk 9,51. Jedyną informacją precyzującą miejsce nauczenia modlitwy, jest ta mówiąca, że w tym miejscu sam Jezus pozostawał na modlitwie (Łk 11,1a).

Jakiekolwiek jednak byłyby różnice pomiędzy obu tekstami Ewangelii, istotne jest zauważenie dwóch charakterystyk wspólnych.

Pierwszą jest ta, że Ojcze nasz jest sformułowane przez samego Jezusa i że w obu przypadkach towarzyszy mu formuła nakazu (aby właśnie tak modlić się).

Drugą charakterystyką wspólną jest ta, że Ojcze nasz jest podany jako modlitwa odróżniająca uczniów Jezusa od tych, którzy ich otaczają: a. pogan i Żydów - faryzeuszy (dla Mateusza) oraz b. adeptów Jana Chrzciciela (dla Łukasza).

W naszym rozważaniu, które chcemy traktować jako bardzo pomocnicze, wprowadzające w osobiste rozumienie wypowiadanego tekstu, posługujemy się tekstem Mateusza, jako tym, który najbardziej upowszechnił się w nauczaniu i modlitwie Kościołów chrześcijańskich.

Oczywiście, z całą świadomością mówimy o „wprowadzeniu” w refleksję nad Ojcze nasz, ale uważamy, że może ona być pomocną w codziennej praktyce zwracania się do naszego Boga, który daje się poznać przez Jezusa Chrystusa (Jego osobę i Jego nauczanie) jako nasz Ojciec (jako nasz wspólny Ojciec).

Przeczytajmy teraz tekst z Ewangelii według Mateusza, rozdział 6, wersety od 9 do 13:

9 A wy tak się módlcie: Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię twoje, 10 przyjdź Królestwo twoje, bądź wola twoja, jak w niebie, tak i na ziemi. 11 Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj, 12 i odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom; 13 i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego; albowiem twoje jest Królestwo i moc, i chwała na wieki wieków. Amen.

Ojcze…

Już samo wymówienie tego imienia jest wyznaniem mojego ścisłego związku z Tym, do którego się zwracam. Ten, którego nazywam Ojcem, nie jest kimś obcym: On jest Stworzycielem, jest zradzającym, który daje mi tchnienie życia, życia mojego ciała i duszy. Jest Źródłem wszelkiego życia.

Jest Ojcem, ponieważ Jezus, który uczy tej modlitwy, właśnie On, nazywa Go swoim Ojcem i takim też nakazuje nam Go nazywać. Mówi nam także, że ów Ojciec oczekuje nas zawsze, w całej intymności spotkania.

Ojcze nasz…

Ale Ten, który jest Źródłem wszelkiego życia, tak bliskim, tak intymnym, nie jest tylko „moim” Ojcem, w znaczeniu - zarezerwowanym wyłącznie dla mnie.

On jest naszym Ojcem: Tym, który zradza i odradza, także do poznania tego, co najistotniejsze, co ma największą wartość, tego co najgłębsze, ale – co istotne - On jest Ojcem tych wszystkich, którzy są „zrodzeni z Boga” przez wiarę.

I tu uwaga: wszystkich, to znaczy tych, których On wybiera, czyli zarówno tych, których lubimy i kochamy, ale także tych, którzy mogą nam nie odpowiadać z jakichś subiektywnych względów… Jego myśli i Jego ścieżki nie są naszymi. On pozwala słońcu wschodzić nad tymi, którzy są dobrzy i nad tymi, którzy są źli; On sprawia, że deszcz pada zarówno na jednych, jak i na drugich: na sprawiedliwych i na niesprawiedliwych.

Jest Ojcem, który zna i rozumie wszystko, w najszerszym znaczeniu słowa „wszystko”. I który chce, jak mówił Jezus,  aby żaden z Jego najmniejszych nie poszedł na zatracenie.

… któryś jest w niebie…

Mamy Ojca w górze, w niebie; w tym, co nie osiągalne, nie podlegające naszej władzy. Mamy Ojca, który jest nieporównywalny w swojej wielkości z kimkolwiek i czymkolwiek. Nikt, żaden nawet „nadczłowiek”, nie może z Nim się równać.

Bez tego Ojca, bez Jego zrodzenia nas z wysokości, jak mówi Jezus, bylibyśmy tutaj, „w niskości”. Bylibyśmy tylko istotami ograniczonymi do naszych rzeczywistości ziemskich, przemijających.

Jezus natomiast, w trakcie całej swojej ziemskiej posługi, nauczał, że to, czego ludzie nie potrafią – Bóg potrafi! Psalmy np. przypominają, że nawet jeśli ojciec lub matka nas opuszczą, On, nasz Pan, nas przyjmie…

Kiedy zatem wzywamy Naszego Ojca w niebie, naszego Ojca niebieskiego i wiecznego, wyrażamy nasze pragnienie zwrócenia się do Tego, który Jest od początku aż do końca wszystkiego. Wzywamy Go, przypominając sobie nasze synostwo, w wymiarze duchowym i przez wiarę.

… święć się imię twoje…

Ale my nie tylko zwracamy nasze serca do Niego. Nie tylko wzywamy Go, ale modlimy się i prosimy, byśmy mogli wejść do Jego obecności, czyli być z Nim w bliskiej relacji, ponieważ Jego imię jest Jego osobą.

Bóg, który jest jedynym Świętym, jedynym Doskonałym, jedynym Sprawiedliwym, oczywiście nie potrzebuje, abyśmy „czynili” Go w naszych wyznaniach świętym. To my potrzebujemy, aby objęła nas Jego świętość, Jego święta Obecność; aby nas uczyniła obecnymi wobec Boga oraz wobec innych i nas samych.

… przyjdź Królestwo twoje…

Pełnia Obecności Bożej - to o nią jeszcze prosimy w tej prośbie. Bo właśnie tam, gdzie jest Bóg, bez nieprzyjaźni, bez przeszkód, bez buntu, tam króluje Jego sprawiedliwość i Jego pokój; króluje porządek na świecie zgodny z Jego wolą. Takie jest właśnie Jego królestwo, które staje się bliskie przez Jezusa Chrystusa.

Bóg jest obecny, a wtedy Jego Królestwo jest obecne, od całej wieczności. A my, czy wrócimy do niego? Wejdziemy do takiego porządku rzeczy, porządku relacji?

Prorocy Starego Testamentu modlili się o to, aby Jego lud, lud wybrany, powracał do Niego. My także powinniśmy oddać się takiej modlitwie, takim wezwaniom.

… bądź wola twoja…

Dlaczego mamy pozostawać daleko od Boga, kiedy On sam stał się tak bliskim nam? Przyszedł do nas i przyjął nasze ludzkie warunki, aż do końca, w Jezusie Chrystusie? Ale On przychodzi nadal, modląc się w nas przez swojego Ducha Świętego.

Jak duża musi być ta nasza opozycja, nasza wręcz nieprzyjaźń z Nim? Jak silny jest ten niewidzialny „nieprzyjaciel” (czyli nasza natura) w nas, gdyż działając na planie duchowym bronimy naszą intymność przed spełnieniem się tego porządku harmonii chcianej przez Boga, która winna objąć cały świat, cały wszechświat….

Można oczywiście samemu uważać się ambitnie za oddanego słuchaniu Boga, za kogoś, kto jest Mu niezwykle posłuszny. Wtedy jednak przychodzi Jego Słowo, by nam przypomnieć walki, które Jezus musiał odbyć, u początków Ewangelii (na pustyni) i na końcu (w ogrodzie Getsemane), aby wypełnić wolę Ojca, która prowadzi przez śmierć, aby podnieść do życia prawdziwego, silniejszego.

Tomasz Pieczko, Augustinus 51