Jak to się stało, że nazywamy tak często Komunią akt liturgiczny, który był i jest przedmiotem tak wielu dyskusji i podziałów w Kościele?
Znamy problemy interkomunii (czyli możliwości wspólnego uczestniczenia w Komunii) katolików i protestantów. Myślimy tu przede wszystkim o niemożliwości uczestniczenia protestantów w Komunii katolickiej. Nie możemy jednak zapomnieć, że także w świecie protestanckim kwestia ta nie była w przeszłości łatwą. Już w czasach Reformacji, to przede wszystkim wokół problemu rozumienia Wieczerzy Pańskiej doszło do rozbieżności, które tak silnie podzieliły luteran i reformowanych. Przyznajmy, że gdyby w tej kwestii Reformatorzy potrafili się porozumieć już wówczas, pozwoliłoby to skrócić o ponad trzy wieki czas podziałów w świecie protestantyzmu historycznego, który dopiero w XX wieku mógł porozumieć się co do rozumienia Wieczerzy i zawrzeć stosowne porozumienia o wspólnym celebrowaniu i uczestniczeniu w tym tak ważnym sakramencie.
Pomiędzy Kościołami katolickim i protestanckimi Komunia nadal nie jest możliwa i bardzo trudno cokolwiek prorokować w tej kwestii na przyszłość...
Aby próbować zrozumieć właściwie sens (i trudności historyczne) tego sakramentu należy - wydaje się nam - powrócić do ustanowienia go w wersji podanej w 1 Liście Apostoła Pawła do Koryntian (1 Kor 11,23-26):
Albowiem ja przejąłem od Pana to, co wam przekazałem, że Pan Jezus tej nocy, której był wydany, wziął chleb, a podziękowawszy, złamał i rzekł: Bierzcie, jedzcie, to jest ciało moje za was wydane; to czyńcie na pamiątkę moją. Podobnie i kielich po wieczerzy, mówiąc: Ten kielich to nowe przymierze we krwi mojej; to czyńcie, ilekroć pić będziecie, na pamiątkę moją. Albowiem, ilekroć ten chleb jecie, a z kielicha tego pijecie, śmierć Pańską zwiastujecie, aż przyjdzie.
Paweł Apostoł, realizując w posłuszeństwie to, co jest nakazem Pańskim (Albowiem ja przejąłem od Pana to, co wam przekazałem...) zaświadcza, że dzielenie się chlebem i winem jest fundamentem życia Kościoła. Przywraca bowiem, ale i ożywia, pamięć ostatniego posiłku, który Jezus dzielił ze swoimi uczniami – posiłku pożegnalnego.
Pan Jezus tej nocy, której był wydany...
Trzy pierwsze Ewangelie czynią z ostatniego posiłku Jezusa wieczerzę, podczas której celebruje się żydowską Paschę: uwolnienie z niewoli do wolności i początek marszu w kierunku Ziemi Obiecanej. Natomiast Ewangelia Jana sytuuje ten posiłek zaraz przed tym świętem.
Szereg Specjalistów uważa, że wersja Jana jest bardziej prawdopodobna.
W tym jednak, co dotyczy nas dzisiaj, ważnym jest, że posiłek ten odbywał się w kontekście i znaczeniu Paschy, nadającej określony charakter gestom Jezusa.
Żydzi celebrowali Paschę, aby przypomnieć Wyjście z Egiptu, które było wyjściem ludu z niewoli do wolności.
W Misznie, kodeksie prawa judaizmu, istnieje cały traktat poświęcony nakazom związanym ze świętem Paschy. Noc paschalna jest opisana jako punkt kulminacyjny interwencji Boga pośród ludzi: Wyprowadził nas z niewoli do wolności, z udręki do radości, z żałoby do rozradowania, z ciemności do wielkiego światła, z poddania do wyzwolenia.
Ten kontekst, znaczenie z nim związane, rozbrzmiewa w obrządku święta Paschy, ale rozbrzmiewa także podczas każdej celebracji Wieczerzy Pańskiej, która przypomina ukoronowanie Bożego – wyzwalającego - działania.
Jeżeli Jezus dzielił swój ostatni posiłek w wieczór Paschy, bądź w przeddzień tygodnia paschalnego, to zrobił to po to, aby wpisać swoje dzieło w historię Bożego uwolnienia.
Niemniej to, co zaskakuje być może najbardziej (ale i najbardziej dzieli chrześcijan), to słowa wypowiedziane przez Jezusa, biorącego chleb: to jest ciało moje oraz biorącego kielich: to jest krew moja.
To jest krew moja – cztery słowa po polsku; po grecku (w języku oryginału Nowego Testamentu) jest tych słów pięć.
Ileż dyskusji narosło wokół tych słów. Jedni twierdzą, że są to słowa określające chleb, tzn. że stał się on Jego Ciałem; inni twierdzą jest to znak ( że chleb reprezentuje Ciało Chrystusa).
Kiedy do tego doda się próby (jednych i drugich) wytłumaczenia, jak chleb staje się Ciałem Chrystusa, dochodzi do jeszcze większego zagmatwania problematyki...
Jeżeli jednak chciałoby się powrócić do źródła, próbując odnaleźć słowa, które Jezus naprawdę wypowiedział (a Jezus przecież nie mówił po grecku, ani po łacinie), cała debata wokół znaczenia wypowiedzianych słów staje się nieco bezproduktywna. Dlaczego? Ponieważ w języku aramejskim, w jakim mówił i nauczał na co dzień Jezus, słowa jest po prostu nie używa się. Najprawdopodobniej, powiedział On po prostu: To moje ciało. Ponadto, słowo ciało, ma w myśli biblijnej znaczenie dużo szersze, niż jego znaczenie, jakie przybrało wśród nas, w naszej kulturze.
Mamy prawie naturalną skłonność, a to za wpływem kultury greckiej, odróżniania ciała od ducha, podczas gdy kiedy Jezus mówi o ciele, przywołuje On - w znaczeniu przyjętym w Jego kulturze - całość osoby ludzkiej. Ten sens jest jeszcze bardziej wzmocniony, jeśli dołączymy do ciała krew, które jest symbolicznym miejscem, w którym „przebywa” życie.
Te powyższe uwagi ukazują, jak bardzo jest niebezpiecznym i sterylnym silenie się na zbyt materialną interpretację tego, o czym myślał Jezus, rozdając chleb i wino swoim uczniom i mówiąc do nich: To ciało moje... To moja krew. Była to też racja, z powodu której Reformatorzy używali wyobrażeń, aby próbować wytłumaczyć sposób obecności osoby Chrystusa w elementach Wieczerzy lub w trakcie samej Wieczerzy:
- Luther mówi, że Chrystus jest obecny w chlebie i winie, jak ogień obecny jest w żarze;
- Kalwin bierze przykład gołębia, który zstępuje na Jezusa w dniu Jego chrztu. Mówi, że należy rozumieć obecność Chrystusa w chlebie i winie, jak Duch jest „obecny” w gołębiu.
- Zwingli mówi, że chleb i wino są znakami obecności Chrystusa, które powinny być rozumiane podobnie, jak rozumie się stwierdzenia Jezusa, kiedy ten mówi, że jest dobrym pasterzem, albo że jest bramą.
Wyobrażenia te miały za cel jedynie w sposób przybliżony wyrazić to, co ich autorzy chcieli powiedzieć, czym podzielić się, nauczając o Wieczerzy, a ściślej - o obecności Chrystusa w Wieczerzy.
To, co jednak nieco bardziej obiektywnie, niezależnie od prób podejmowanych przez różnych teologów, związanych z tym czy innym Kościołem, możemy powiedzieć o intencji Chrystusa, to że oferując swoim uczniom - a dzisiaj i nam - chleb i wino, chce On wejść w nasze życie inaczej, niż tylko przez wypowiadane słowa; chce mówić do naszej osoby inaczej, niż tylko za pomocą słów.
Kiedy mówi: To moje ciało...To moja krew..., to przypomina nam, że jest Emmanuelem, Bogiem z nami, Słowem, które stało się ciałem.
Jego obecność nie jest jakąś myślą, jakimś ideałem lub sentymentem, ale jest ona życiem; zakorzenia się w naszym realnym - tu na tej ziemi - istnieniu.
To zatem bardziej przez wiarę, niż naszym rozumem, mamy pojmować obecność Chrystusa w elementach Wieczerzy Pańskiej. W chlebie i winie Jezus Chrystus przypomina nam swoje słowa i swoje dzieła wybaczenia, swoje przypowieści i uzdrowienia, swoją mękę i zmartwychwstanie.
Całość życia Chrystusa jest obecna w tym posiłku, jest znakiem Nowego Przymierza.
Możemy jeszcze, za jednym ze współczesnych teologów, powiedzieć: Wieczerza Pańska nie jest tylko znakiem. Ale nic nigdy nie wyrażało większej nadziei, jak te chleb i i kielich, które Jezus podaje swoim uczniom, mówiąc: to Ja sam jestem chlebem, ja sam jestem winem...
W tej godzinie ostatniego posiłku paschalnego uczniowie otrzymują to, czym nie przestaną być w przyszłości: ciałem Pańskim, początkiem tego Królestwa, które Jezus chciał przynieść wszystkim i którego oczekiwali i jego uczniowie z całego serca.
Tomasz Pieczko, Augustinus 29