Bóg współdziała we wszystkim z tymi, którzy Go miłują
Studium biblijne:
List Pawła Apostoła do Rzymian 8,26-30.
Otwórzmy nasze Biblie i przeczytajmy ten fragment.
Bez wątpienia słyszeliśmy wielokrotnie, że modlitwa jest warunkiem prawdziwej pobożności. Ale wiemy także, że modlitwa będąca wyrazem naszej relacji z Bogiem, często napotyka na wiele trudności i możemy przyznać rację Apostołowi, twierdzącemu, że nie potrafimy modlić się tak, jak należy. Bywamy czasem zbyt rozproszeni, innym razem zbyt zestresowani lub chwilami wprost zbyt leniwi....
Wszyscy możemy zatem z ulgą przeczytać słowa listu do Rzymian, dodające nam odwagi: Gdy bowiem ni umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami....
Jak jednak należy je rozumieć?
Być może mieliście już okazję osobiście doświadczyć, że kiedy jesteśmy znużeni, Bóg obdarza nas łaską i poprzez jakieś wydarzenie, słowo, pozwala nam widzieć wydarzenia w innej perspektywie. Krótko: Bóg daje nam radość życia, radość realizacji naszych zobowiązań życiowych.
Być może nasze modlitwy i wtedy pozostaną krótkimi zwrotami, typu: „Dzięki Ci, Panie, za Twoje bycie blisko mnie!” lub „Zmiłuj się nade mną, Boże!”, ale nabędziemy pewności, że to Duch Święty wzbudził je w nas i pozwala tym samym zbliżyć się do Tego, który kocha nas miłością przedwieczną.
Dlatego też Apostoł mówi: Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują współdziała we wszystkim dla ich dobra...
Jeżeli zatem w swej wielkiej dobroci Ojciec nasz wspiera nas w chwilach, gdy nie jesteśmy w stanie modlić się, możemy być pewni, że nie opuści nas także w innych - szczególnie trudnych - sytuacjach życiowych. Możemy złożyć na Niego wszystkie nasze troski o chleb codzienny, o naszą pracę, o przyszłość naszych bliskich.
Uwaga: to, że Bóg współdziała we wszystkim (...) z tymi, którzy Go miłują nie oznacza, że wszystkie troski znikną bez śladu. Jest rzeczą oczywistą, że problemy życia codziennego stanowią jego część, a nawet, że mogą stanowić część planu Bożego wobec nas, dla naszego wzrostu w wierze, nadziei i miłości.
„Ci, którzy kochają Boga”, nie oznacza tych, którzy kochają boga nieokreślonego, ale Boga Ojca, opisanego w Biblii...
W języku biblijnym, zgodnie ze zwyczajem hebrajskim, „poznać” nie oznacza uprzedniej znajomości czyichś działań, co mogłoby sugerować, że Bóg wybiera sobie kogoś na podstawie uprzedniej znajomości jego dobrych dzieł, jego miłości względem innych. „Poznać” oznacza dla działania Bożego: „kochać, decydować o czymś” na zasadzie Jego niczym nie uwarunkowanego wyboru; nie na zasadzie znajomości czyichś dobrych działań, ale na zasadzie Jego własnej, wolnej decyzji.
Paweł pisze wprost: Bóg „od zawsze” kochał konkretnych ludzi, „od zawsze” ich wezwał i przeznaczył do bycia - już podczas ich ziemskiego życia - Jego dziećmi. Uwaga! Twierdząc tak, w miejscu tym Paweł nic nie mówi o zbawieniu jednych, a potępieniu innych!
W życiu owych „kochanych od zawsze” wszystko dzieje się zgodnie z zamiarem Bożym. Co to oznacza? Nie chciejmy rozumieć tego w sposób absolutyzujący, że każde słowo, gest, zdarzenie, stanowią część niezwykle precyzyjnie spisanego scenariusza. Słowo „zamiar” jest słuszne w wymiarze, w jakim oznacza ono plan, projekt Boży, który realizuje się, który przemienia przeszkody (czasem sytuacje wręcz dramatyczne) w potwierdzenie i poszerzenie Jego zbawczej woli.
Zwróćmy uwagę, że nasz tekst wspomina o przeznaczeniu przez Boga tych, których kocha, na to, aby stali się na wzór obrazu Jego Syna.
Wzmianka o „wzorze, obrazie” odsyła nas do pierwszych rozdziałów Biblii, mówiących o stworzeniu człowieka na obraz i podobieństwo Boże, a zatem o wpisaniu w naturę ludzką obowiązku i witalnej potrzeby życia we wspólnocie z Bogiem stworzycielem.
Tak, byliśmy, jako ludzkość u naszego początku, w pełni zdolni kochać i oddać się Bogu. Tymczasem dzisiaj, każdego dnia odkrywamy, jak wiele utraciliśmy z tej pierwotnej zdolności. Żyjemy dzisiaj skutkami utraty - poprzez grzech pierwszych rodziców, Adama i Ewy - zdolności do życia w tej szczególnej komunii z Bogiem. Świadomość tego faktu uświadamia nam niezbędność Jezusa Chrystusa, który przyszedł na świat, aby nas zbawić, ale także aby nam objawić sens, potrzebę i możliwość wejścia w Nim w komunię z Bogiem jedynym. Jezus Chrystus stał się jedynym reprezentantem jedynego Stworzyciela wśród swego stworzenia!
Jeżeli mieliśmy kiedykolwiek okazję odwiedzić warsztat jakiegoś artysty rzeźbiarza, łatwo mogliśmy zauważyć, jak wiele fragmentów kamienia lub wiór drewna opadnie, nim ukaże się chciany przez twórcę obraz jego pierwotnej idei.
A ile jeszcze trzeba pracy, by wypolerować powierzchnie, aby otrzymać ostateczny kształt.
Może to pozwoli nam łatwiej przyjąć sens całości procesu naszego życia, które przeżywane w jedności z Bogiem jawi się jako takie właśnie osiąganie chcianego przez Boga obrazu Jego Syna, w miłości i posłuszeństwie Ojcu.
Oczywiście, aby myśl ta nie była zafałszowana, należy od razu zmóc się z pokusą pojmowania całości tego procesu postępowania ku zgodności z obrazem Syna, jako od nas zależnego. Nie! Nasza odpowiedź na apel Boży, nasze „chcenie” podążania śladami Chrystusa (by móc przeżywać nasze życie na Jego podobieństwo) nie są naszą wewnętrzną, przez nas osiągniętą dyspozycją. Jest to dar Tego, który zna naszą słabość, który w swoim Duchu odpowiada naszej słabości, obdarzając nas swoją miłością, dając nam sens życia i siłę do jego realizacji.
Szczęście to zresztą, że nasza wiara, nasze życiowe związane z nią decyzje, nie zależą od naszych ludzkich humorów. Jak wielka byłaby to niestabilność! Jak słabe oparcie w tak wielu krytycznych chwilach naszego życia!
Musimy wiedzieć, że jesteśmy „powołani, usprawiedliwieni i obdarzeni chwałą”.
Niektórzy potrafią określić chwilę ich wezwania, kiedy to fakt ten stał się im znanym odmieniając ich życie. Inni może odkryją swoje powołanie bardzo późno, może w ostatnich chwilach ich życia. Nie zmienia to w niczym skutków tego powołania. Pamiętajmy przypowieść Jezusa o robotnikach wezwanych do pracy w winnicy, którzy (zarówno ci wcześniej wezwani, jak i wezwani na samym końcu, tuż przed zakończeniem prac) otrzymali taką samą nagrodę (por. Ew. Mateusza 20, 1-16).
Bóg w swoim działaniu jest wolny. „Bóg chce, aby wszyscy byli zbawieni”, ale ma swój czas i wie jak realizować swój projekt.
Zaofiarował nam bycie usprawiedliwionymi z powodu miłości okazanej w swoim Synu, Jezusie Chrystusie. Przyjmijmy ten Jego plan z zaufaniem, oddajmy mu się w zaufaniu. Przyjmijmy ten całkowicie niezasłużony prezent, aby nasze życie stało się piękne, pełne radości i pokoju, w pełni zrealizowane.
Krzyż Chrystusa otworzył nam na nowo drogę do serca Boga i to On „obdarzył nas chwałą”! Tak, obdarzył chwałą, ponieważ pomimo, że wciąż podążamy trudnymi ścieżkami naszego ziemskiego życia, Jezus Chrystus jako pierwszy - prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek - już dotarł do chwały Ojca i pozbawił nas wątpliwości co do naszego przeznaczenia. Oto jak Bóg przychodzi z pomocą naszej słabości!
Nie bójmy się podążac w ufności za Tym, który chce wyłącznie naszego dobra i szczęścia. Prawdziwego Dobra i prawdziwego Szczęścia!
Tomasz Pieczko, Augustinus nr. 9