Demokracja oznacza rządy ludu (gr. demos). Oczywiście, nie każde „rządy ludowe” (co świetnie znamy z naszej własnej historii) są same z siebie rządami demokratycznymi... Prawdziwa demokracja zakłada nie tylko wolne wybory, w których uczestniczą wszyscy obywatele danego społeczeństwa, ale także oznacza państwo prawa, szanujące rozdział władz (wykonawczej, ustawodawczej i wymiaru sprawiedliwości) oraz respektującej prawa człowieka (szczególnie prawa mniejszości).
Demokracja - w działaniu - często związana jest z pluralizmem religijnym oraz z niezależnością polityki i sfer kościelnych.
Analiza historyczna pozwala stwierdzić, że protestantyzm w znaczący sposób (szczególnie nurty kalwinistyczny i baptystyczny) przyczynił się do budowania demokracji w krajach, w których mógł mieć on wpływ na sferę publiczną.
Elementem podstawowym dla powstania i rozwijania się struktur demokratycznych w Kościołach protestanckich jest fakt „zindywidualizowania” lektury biblijnej. Oznacza to, że wierni mogą sami czytać Pismo Święte, a także rozumieć je i analizować, bez koniecznego - obowiązującego w tej kwestii - filtra „właściwej interpretacji”, narzuconego przez władzę kościelną.
Od wieku XVI polemika katolicka wiązała pojęcie Reformacji z rewolucją (w jej negatywnym znaczeniu). Po części jest to ironiczna prawda, ponieważ przez powstanie nowych, a zatem „rewolucyjnych” struktur kościelnych, protestantyzm dopomógł powstaniu polityki świeckiej, nieuwikłanej w interesy Kościołów.
Doprowadzając do desakralizacji autorytetu religijnego (czyli, że żadna z władz kościelnych w protestantyzmie nie wynika z „namaszczenia Bożego”, a wszelka jej nieomylność jest wykluczona jako sprzeczna z Objawieniem Bożym w Piśmie Świętym), protestantyzm ułatwił desakralizację władzy politycznej (np. w średniowieczu królowie byli uznani za „pomazańców Bożych”, a gest namaszczenia króla był quasi-sakramentem).
Można podać istotne przykłady poszukiwania uznania głosu społecznego w zarządzaniu państwem.
Np. po słynnej masakrze tysięcy protestantów, z podjudzenia przez kościelne środowiska katolickie, we Francji, w noc Świętego Bartłomieja i w następne dni 1572 r., myśliciele kalwinistyczni będą starali się podkreślać, że to przecież lud ustanawia królów i że książęta winni rządzić w zgodzie z prawami boskimi i ludzkimi, a zatem nie mogą dopuścić do histerii religijnej i związanych z nią mordów.
W 1581 roku 17 protestanckich prowincji dzisiejszej Holandii, podległych władzy królów hiszpańskich, dokonało aktu zrzucenia jarzma zależności. W ich Deklaracji Niepodległości Zjednoczonych Prowincji napiszą, że „poddani nie są stworzeni dla księcia (...), ale raczej książę dla poddanych (...), aby rządzić zgodnie z prawem i rozumem”.
W XVII w., purytanie angielscy oraz inni emigranci do brytyjskich kolonii w Ameryce Północnej, jak np. baptysta Roger Williams (1603-1684), czy kwakier William Penn (1644-1718) wprowadzali terytorialne zarządzanie demokratyczne, wyprzedzając znacząco ich epokę. Williams, w Rhode Island (1647), doprowadzi do ograniczenia prerogatyw administracji w kwestii sumienia jednostki, a Penn do powstania w Pensylwanii stanu bardzo tolerancyjnego i pacyfistycznego, którego Konstytucja stanie się modelem Konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki.
Alexis de Tocqueville (1805-1859), słynny francuski teoretyk demokracji, w swoim dziele O demokracji w Ameryce (1835-1840), wyrazi podziw dla umiejętności łączenia w Ameryce „ducha wolności” z „duchem religii”. Tocqueville dostrzegł tam mechanizm, który w atmosferze pluralizmu konfesyjnego, przy zachowaniu (i realizowaniu) głębokich zasad religijnych, zwalczał wszelkie nadużycia władzy publicznej, zagrażające wolności sumienia jednostki.
Nie zapomnijmy także o znaczeniu biblijnej nauki o powszechnym kapłaństwie wierzących (1 List Piotra 2,5) w życiu Kościołów protestanckich. Kościoły te, wprowadzając zasadę podejmowania decyzji większością głosów osób uprawnionych do głosowania, już w połowie XVI wieku odprowadziły do zerwania z absolutyzmem kościelnym. Dokonało się to przy uznaniu równości pastorów między nimi, umocnieniu miejsca świeckich w radach lokalnych parafii/zborów oraz na synodach (zgromadzeniach dla całego Kościoła krajowego).
Można zatem stwierdzić, że Kościoły protestanckie w znaczącym stopniu były szkołą dla rodzącej się demokracji. Mamy zatem żywą nadzieję, że nasze Kościoły nadal będą kultywować te chlubne tradycje, łączące w sobie radykalizm wiary wierzącego z poszanowaniem tych, którzy nie są (jeszcze nie - miejmy nadzieję) na tej samej drodze.
Tomasz Pieczko, Augustinus nr. 28