Bardzo często (może coraz częściej…) mówi się, pisze, o różnego rodzaju kryzysach wstrząsających naszym życiem, zarówno indywidualnym, jak i wspólnotowym. Będą to odniesienia do kryzysów ekonomicznych, społecznych (czymkolwiek one miałyby być…), wartości, a także do kryzysów wstrząsających Kościołami (tu pojęcie Kościół rozumiane w znaczeniu instytucjonalnym), teologiami.
W naturalny sposób wiążą się z nimi wskazania o negatywnych następstwach tych zjawisk.
Jest jednak rzeczą niezwykle ciekawą, że Pismo Święte daje nam możliwość szerszej interpretacji pojęcia kryzys, czy wręcz szukania w tym pojęciu pozytywnej inspiracji.
Poniżej proponuję kilka słów rozważania o pojęciu kryzysu, odnosząc je do nauczania Słowa Bożego. W tym krótkim artykule będę się mniej odnosił do samych tekstów Pisma, ale będę chciał pokazać inną, dodatkową możliwość, jaką daje już sam język Biblii…
Będę chciał tutaj przede wszystkim skupić się na Nowym Testamencie, który w interesującej nas problematyce jest szczególnie inspirujący.
Pamiętamy, że Nowy Testament jest napisany w języku greckim. Powód? Bardzo „marketingowy”: w czasach pisania i redakcji ksiąg Nowego Testamentu język grecki miał pozycję taką, jaką ma dzisiaj język angielski. Dzisiaj, chcąc poinformować o czymś jak najszerszą grupę ludzi, należy przekaz sformułować w języku angielskim. Zauważmy także, jak bardzo język angielski, słowa z niego wywodzące się, wkrada się do każdego współczesnego, w tym polskiego, języka. Więcej – szereg nazw, terminów, technicznych i nie tylko, jest anglo-pochodnymi, albo wręcz angielskimi.
Taki sam rodzaj wyzwania informacyjnego stanął przed autorami ksiąg Nowego Testamentu. Choć nie wszyscy władali językiem greckim w sposób swobodny, to postarali się, aby ich nauczanie w tym języku zostało oddane. Jeszcze jedna uwaga: język grecki Nowego Testamentu miał swoją specyfikę (będąc chwilami nieco odmienny od języka greckiego klasycznego), chcąc położyć nacisk na znaczenie pewnych elementów nauczania w sposób szczególny.
Polskie słowo kryzys ma pochodzenie z języka greckiego; pochodzi od greckiego krisis (widzimy podobieństwo?).
W języku greckim Nowego Testamentu słowo krisis oznacza działanie osądzania, doceniania, ewaluowania, ale także decydowania. Ciekawe, że to właśnie to słowo dało początek naszemu dzisiejszemu „kryzysowi”...
W języku greckim istnieje także słowo, które jest związane z krisis. Jest to czasownik krino, który znaczy osądzać, ale pierwotnie oznacza oddzielić, rozłączyć.
W tym rozumieniu osądzanie (osądzać) dotyczy na przykład dokonania rozróżnienia między prawdą i kłamstwem! Chodzi o wyróżnienie, odróżnienie prawdy w miejscu lub sytuacji skomplikowanej, przemieszanej, po to, aby tę prawdę należycie rozpoznać.
Aby zatem rozpoznać prawdę, trzeba rozróżnić, rozdzielić tworzące analizowaną sprawę elementy, i to jak najbardziej precyzyjnie.
Jest jeszcze jedno znaczenie czasownika krino: oszacować lub zważyć. Stąd wzięła się symbolika sprawiedliwości wyrażana przez wagę, ważenie czegoś…
Kolejne słowo związane w języku greckim z krisis to kriterion. Oznacza ono trybunał sądowy. Zauważmy jak szeroką gamę znaczeń ma ta rodzina słów. Żeby coś osądzić, ocenić, trzeba coś rozróżnić, zważyć. Od słowa kriterion w językach współczesnych mamy słowo kryterium, czyli kategorię, na podstawie której coś jest oceniane, ważone. Można coś właściwie ocenić, jeśli ma się właściwe kryteria…
Ciekawe, że nasze współczesne słowo „krytyka” także pochodzi od słowa krisis. Po grecku kritikos oznacza, że coś, ktoś może rozeznać jakąś kwestię, problem, rzeczywistość.
Takie znaczenie znajdujemy dla tego słowa w Biblii, w Liście do Hebrajczyków 4,12:
Bo Słowo Boże jest żywe i skuteczne, ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić zamiary i myśli serc.
Literalnie trzeba byłoby powiedzieć, że Słowo Boże jest „krytyczne” (patrz znaczenie tego słowa wyżej) wobec (czy dla) zamiarów i myśli serc.
Mamy tutaj podkreśloną wyraźnie, przejrzyście, tę naturalną cechę Słowa Bożego, czyli jego aspekt decydujący, wręcz przecinający, w sprawach osądu wszystkiego tego, co stanowi o naszym życiu, także tego jak żyjemy.
Słowo Boże wyprowadza na jasność, do światła, to, co ukryte, skomplikowane w ukryciu, czasem mroczne.
Stawia w świetle i pozwala poprzez sformułowanie pytań rozdzielających, tnących, ocenić jaka jest otaczająca nas rzeczywistość, jak i w jaki sposób my sami tę rzeczywistość tworzymy.
Możemy zatem stwierdzić, że w języku greckim Nowego Testamentu, czyli w wybranym, chcianym i świadomym użyciu określonych słów greckich, doprowadzeni jesteśmy do wniosku, że osąd rozumiany biblijnie, sądzenie, jest momentem objawienia czegoś, wyjawienia tego, co ukryte. Złożoność i niejasność są obnażone z tego, co je skrywa.
Krisis, jako działanie polegające na sądzeniu, osądzaniu, ocenianiu, prowadzi do koniecznego ujawnienia prawdy. Słowo Boże jest jednocześnie tego procesu krytykiem i kryterium. Jest instancją prawdy i dostarcza kryteriów, aby tę prawdę rozpoznać.
Niektórzy chrześcijanie oczekują od Słowa Bożego, Biblii, że będzie rodzajem encyklopedii, odpowiedzi dla każdego problemu życia ludzkiego. Jest to jednak złudne. Owszem, w Biblii możemy znaleźć szereg odpowiedzi, ale przecież nie wszystkie. Biblia, powstawszy w daleko odmiennych od nam współczesnych warunkach kulturowych, technicznych itp., nie może zawierać odpowiedzi na nasze wszystkie pytania i problemy.
To jednak, co Słowo robi z pewnością, to dostarcza właśnie kryteriów do osądzania wszystkich tych kwestii, które nas nurtują. Pozwala rozpoznać to, co jest w naszym życiu prawdziwe. Słowo pozwala oddzielić, wyprowadzić na światło (czyli ujawnić jednoznacznie) to, co skrzętnie skrywane, nawet przed samym sobą.
Słowo Boże stawia i pozwala zadać właściwe pytania oceniające, ważące i osądzające rzeczywistość ludzką.
Zauważmy, jeśli nam to dotąd umknęło, że w rozumieniu języka greckiego Nowego Testamentu, osąd, osądzanie, czy sądzenie, nie ma pierwotnie znaczenia negatywnego (czyli prowadzącego do „skazania”). Ma przede wszystkim wartość pozytywną: objawiającą to, co ukryte, albo ukrywane…
Jest momentem prawdy.
Słowo Boże nie jest kryterium osądu potępiającego, ale ujawniającego, objawiającego prawdę; ukazującego prawdę, nawet jeśli ta prawda jest czasami trudna do przyjęcia…
Możemy teraz zadać sobie pytanie: czy w konsekwencji kryzys, rozumiany współcześnie, nie jest (nie mógłby być) momentem ukazania prawdy?
Czy nie powinien stać się czasem jej objawienia, odzierając to, co nas otacza, z zaciemniających prawdę zasłon?
Nawet, jeśli owa prawda będzie trudna do uznania, czasami wstrząsając (wprowadzając w kryzys) osoby, funkcjonujące instytucje, ideologie i systemy…
Podsumujmy.
W sposób zasadny słowo kryzys budzi wiele obaw. Zawsze zawiera w sobie wstrząśnięcie podstawami. Wstrząśnięcie, które dotyka nas wszystkich.
Może jednak zawierać takie ujawnienie prawdy, które będzie prowadziło do przekonstruowania naszego życia tak, aby oddać je Prawdzie jedynej, Bogu jedynemu i prawdziwemu. I tu kryteriów dla takiego przetworzenia kryzysu daje Słowo Boże. Daje ono możliwość postawienia pytań i poszukiwania odpowiedzi, aby na prawdę ujawnioną odpowiedzieć właściwie.
Ale to nie proces, mający być zabawą intelektualną. Kryzys (każdy) wstrząsa podstawami życia. A rozważania, mające doprowadzić do ujawnienia prawdy muszą skutkować konkretnymi decyzjami.
Decyzje te muszą opierać się o fundamentalne pytania związane z życiem, z wyznawanymi wartościami, z ich stosowaniem i prowadzić do przetworzenia zgodnie z nimi życia.
Słowo Boże mówi zatem o kryzysie, jako o narzędziu odzierającym życie ludzkie z zafałszowań, z przekłamań. Zadaje pytania o sens, ale także zadaje pytanie fundamentalne: dlaczego tego prawdziwego sensu życia, który znajduje się w Bogu żywym, nie chcemy realizować, a chowamy go za tak wieloma zasłonami, by go nie widzieć, by go nie znajdować, a jeśli pokaże nam się jego fragment – by go skutecznie zmarginalizować.
Tomasz Pieczko, Augustinus nr. 57