Oto Drugie Przykazanie Dekalogu. Jest to przykazanie, które precyzuje wielkie Przykazanie fundamentalne, Pierwsze Przykazanie, jedyne w swoim rodzaju: „Dla ciebie nie będzie istniał żaden inny bóg, poza Bogiem jedynym”.
Przykazanie Pierwsze – przypomnijmy – tworzy nową rzeczywistość, inną, szczególną, dla tych, którzy idą za Bogiem Jedynym: oto są oni wyzwoleni z wszelkich fałszywych bóstw i ze związanych z nimi obaw; są wolni/wyzwoleni z ubóstwiania człowieka czy zwierząt. Człowiek jest wolny przed Panem, Panem jedynym, człowiek jest przez Niego wyzwolony.
To do tego fundamentalnego przykazania odnosi się zatem kolejne po nim następujące.
Jakie jednak Drugie Przykazanie ma znaczenie współcześnie? Przecież - w sposób uzasadniony - można zdziwić się, że uzupełnienie, czy moglibyśmy powiedzieć - swoiste „doprecyzowanie” wymiaru praktycznego owego najważniejszego Pierwszego Przykazania następuje tutaj poprzez zakaz wyobrażeń.
Reflektując dłużej można byłoby nawet odnieść wrażenie, że formuła Drugiego Przykazania to jakiś rodzaj kroku do tyłu, kroku wynikającego z braku zaufania do zrozumiałości Pierwszego?
A może wręcz jest to wyraz jakiegoś zacofania religijnego, proponowanego z całą świadomością: przecież bóstwa z drewna, z kamienia czy metali szlachetnych zdają się należeć do dalekiej przeszłości?…
Miejmy świadomość, że wersja Dekalogu z 2 Mojżeszowej/Wyjścia zakazuje nie tylko rzeźb, ale wszelkich „imitacji”, wszelkich kopii Boga, niezależnie od użytej techniki do ich wykonania. To przykazanie poddaje w wątpliwość nie tylko wszelkie szkice lub obrazy, ale wszystko, co próbowałoby schwycić, poprzez wszelką rzecz lub ideę na tej ziemi, rzeczywistość „niebieską”. Czyż to nie absurd dla wielu?...
Spróbujmy jednak poddać rozważaniu głęboką intencję Drugiego Przykazania.
Przykazanie to, powtórzmy, jest wyzwoleniem. Ponieważ po wyzwoleniu od bogów, tych bogów, którzy człowieka otaczali wszędzie w świecie, wyzwala nas ono teraz z wszelkich „reprezentacji”/przedstawień Boga. Nie mamy już potrzeby wykonywania obrazów Boga. Więcej: nie musimy Go już sobie wyobrażać.
Zauważamy jednak, że człowiek jakby nie potrafi żyć bez obrazu, bez reprezentacji/przedstawienia obrazu Boga. Nawet wtedy, kiedy wie, że Bóg jest niewidzialny.
Człowiekowi potrzeba jakiejś reprezentacji, potrzeba, aby miał on jakąś „ideę” Boga.
Człowiek nie może żyć z Bogiem całkowicie niewidzialnym, który z tego faktu staje się dla niego nieuchwytnym, niewyobrażalnym, nieprzewidywalnym…
Człowiekowi wydaje się, że jeśli przedstawi sobie Boga, jeżeli wytworzy on sobie Jego obraz (lub Jego ideę), nawet ze świadomością, że jest ona niedoskonała, to Bóg będzie zawsze z nim, na dystans wzroku i rąk, bardziej dyspozycyjny, mniej nieprzewidywalny, mniej kapryśny.
Widzialny, wyobrażony, ujęty szkicem lub myślą (ideą o), taki Bóg wchodzi na służbę człowieka. „Zobiektywizowany” myślą ludzką Bóg staje się niewolnikiem, rzeczą i w końcu dziełem człowieka.
A wtedy wreszcie człowiek jest uspokojony, upewniony, że trzyma swego Boga, choć w efekcie wprowadza Go na swoją służbę, zatrudnia Go niejako.
Pamiętajmy, że wyobrażenia Boga nie rodzą się tylko pod dłutem rzeźbiarza, pod pędzlem malarza, ale i pod piórem filozofa lub teologa…Iluż to filozofów poświęciło ich życie, ich poszukiwania, pracy nad skonstruowaniem pięknego, a czasem wręcz przepięknego obrazu/wyobrażenia Boga?
Bóg w takim procesie zaczyna jawić się jako dobrze ustawiony w uporządkowanym miejscu, bądź ujęty definicjami, uwięziony w książce, jak posąg dawnego bóstwa w jego świątyni...
Taki bóg wydawałby się wspaniały, cudowny i doskonały, ale jego głównym nieszczęściem jest być dziełem ludzkim, a w końcu być obrazem człowieka, a dokładniej mówiąc „wyobrażonym” przez człowieka.
Nawet wtedy, gdy ten projektowałby na takiego boga wszystkie swoje ludzkie najwyższe zalety, a także wszystko to, czego człowiek nie ma, jak: wieczność, niematerialność, itp. …. lub wszystkie jakości, które człowiek w swoim pragnieniu stara się przypisywać Bogu, jak: wszechwiedza, wszechmoc, wszechobecność, itd.
Taki bóg ciągle pozostawałby fundamentalnie na obraz ludzki, bądź ludzkich oczekiwań i wyobrażeń; w konsekwencji na obraz człowieka.
I okazuje się, że doprowadza to do fatalnych skutków: ten bóg na obraz ludzki, będący jakby paroksyzmem ludzkich pragnień i marzeń, jest także dziedziczącym ludzkie wady, także doprowadzonych do szczytu, bo ten oto bóg, dzieło, obraz, niewolnik człowieka, staje się nieograniczonym panem człowieka….
Wtedy właśnie człowiek – autor, ten, który stworzył swego boga, bóg swojego boga, staje się sam niewolnikiem. Człowiek staje się związany, sparaliżowany przez boga, którego stworzył.
Natychmiast więc, kiedy przed takim bogiem pada na kolana – staje się niewolnikiem; wtedy, gdy swojemu dziełu człowiek oświadcza: „ty jesteś moim bogiem, moim królem; do ciebie należę duszą i ciałem”.
To właśnie z tego uzależnienia, z tego możliwego zniewolenia, Drugie Przykazanie chce nas wyzwolić. To od tego stanu dramatu człowieka, stającego w pozycji adoracji wobec swoich bóstw i swoich dzieł, sam Pan prawdziwy, przez swoje przykazanie, chce nas wyzwolić.
On jest Bogiem wyłącznym (Bogiem zazdrosnym w języku Biblii), ale nie w znaczeniu sfrustrowanej pychy, zranionej miłości własnej. On jest zazdrosny (czyli zainteresowany do maksimum) w sposób równoległy, w tym samym czasie, o wolność swoją i naszą, nas ludzi. Bóg jest zazdrosny (zainteresowany w sposób wyłączny) o tę jedyną w swoim rodzaju relację, którą On sam ustanowił między Nim, a ludźmi.
W swojej głębi potęgi Bóg kpi sobie ze wszystkich tych rzeźb, obrazów, czy bibliotek pełnych mądrych traktatów filozoficznych i teologicznych, ale nie chce i nie pozwala, aby człowiek – ku swojemu zniszczeniu - nawet symbolicznie - „wziął Go w posiadanie” przez swoje dzieła, czy wyobrażenia.
Bóg nie chce i nie może pozwolić człowiekowi na wytworzenie sobie jakiegokolwiek obrazu, wyobrażenia, idei (choćby najbardziej doskonałej i starającej się odpowiedzieć na wiele pytań i niepokojów ludzkich) filozoficznej siebie. Nie chce i nie może tego nie dlatego, że Jemu samemu coś mogłoby to ująć. Ale nie chce i nie może pozwolić, bo właśnie człowiek byłby pierwszą ofiarą swojego własnego dzieła.
Bóg jest suwerenny, czyli wolny w relacji z człowiekiem i chce, aby także człowiek (choć nie jest suwerenny), był wolny wobec Niego. A nie będzie nigdy wolnym, jeśli będzie podporządkowany stworzonym przez siebie dziełom.
Jeżeli człowiek padnie na kolana przed Bogiem, który jest Bogiem prawdziwym, nie zamkniętym w wyobrażeniu, musi on tego dokonać w wolności i z powodu swojej wolności.
Jeżeli człowiek podejmie decyzję służyć Bogu, którego nie starał się „ująć w karby” swojej wyobraźni, by bezpośrednio lub pośrednio podporządkować Go sobie, to taka służba Bogu nie będzie nigdy dla człowieka zniewoleniem.
Trzeba jeszcze dodać, że mamy już obraz Boży, zgodnie ze Słowem Bożym, a jest nim człowiek. Ale człowiek – obraz Boga, nie jest tym, który tworzą filozofowie, biolodzy, socjologowie, czy psychologowie. Ten obraz jest równie trudny do opisania, jak Ten, którego on przedstawia, ponieważ człowiek jest obrazem żyjącym Boga żyjącego.
Nie bez podstaw Biblia mówi, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz, jako mężczyznę i kobietę. Jest to równoważne ze stwierdzeniem, że także w człowieku obraz Boga nie może być nigdy opisany do końca, zamknięty, ponieważ jest to ta tajemnicza relacja, w której splatają się wolność i miłość dwojga płci (różnych, nie tych samych).
W tej relacji obraz Boga jest (w sposób dla nas niepojęty, ale przez Niego chciany) tylko i wtedy możliwym do uchwycenia, gdy jest dwoje partnerów, dwojga płci, gdzie żaden z nich nie jest panem lub niewolnikiem drugiego, gdzie oboje partnerów jest otwartych i wolnych na wzajemne wysłuchanie tego, co sobie – z odwagą miłości - przekazują.
W tym obrazie po raz kolejny widać akcent na tę szczególną formę wolności dwojga, która buduje wspólną historię tak, jak Bóg (w wolności, w wyzwoleniu do wolności) chce budować historię każdego z tych, którzy wejdą na tę drogę służby Mu, którą wyznaczają przykazania - Dekalog.
Tomasz Pieczko, Augustinus 38