Wszyscy, którzy mamy jakąś odpowiedzialność „instytucjonalną” w życiu cywilnym, czy kościelnym, ale także w ramach naszych relacji rodzinnych, zachęcamy do planowania na przyszłość. Zachęcamy młodych, aby uczyli się, studiowali, aby nabywali nowych kwalifikacji, mogących być pomocnymi w przyszłości. Zachęcamy przygotowujących się do małżeństwa, aby położyli rzetelne fundamenty pod te lata, które mają przeżyć w przyszłości.
Staramy się przestrzegać przed przyszłymi konsekwencjami rozpoznawalnych błędnych decyzji.
Staramy się przypominać, że planowanie i przygotowanie są jakby kluczami do dobrego, zrealizowanego pozytywnie życia.
Wszystkie rady, czy konkretne elementy związane z planowaniem wyrażają postawę mądrą i ostrożną w życiu. A proponowane poniżej rozważanie, biorące pod uwagę słowa Biblii w niczym, wbrew pozorom, nie staje w opozycji do wyżej określonych refleksji, postaw, działań zachęcających do planowania.
Chcę w tym rozważaniu powiedzieć o tym, jak Pismo określa dobre przeżywanie dnia po dniu, w odniesieniu do Tego, który jest jedynym Panem życia.
Zwracajmy się do Boga, prosząc Go o to, co jest konieczne każdego dnia.
W Ewangelii wg Łukasza podane jest, że jeden z uczniów Jezusa poprosił Go: Panie, naucz nas modlić się, jak Jan nauczył tego swoich uczniów (Łk 11,1). Jezus dał mu zatem model modlitwy, która nazywana jest od tego czasu „Ojcze nasz”. Model ten jest także podany w Ewangelii wg Mateusza, jako stanowiący część Kazania na Górze (Mt 6,9-13).
W „Ojcze nasz” znajduje się prośba: chleba powszedniego daj nam dzisiaj (Mt 6,11) lub chleba naszego powszedniego daj nam na każdy dzień (Łk 11,3).
Sądzę, że chętnie uznamy, że potrzebujemy każdego dnia pomocy naszego niebieskiego Ojca w tym, co jest dla nas konieczne. Dla niektórych osób jest to literalna potrzeba chleba każdego dnia, aby dzień ten przeżyć. Może to być także siła duchowa i fizyczna konieczna do zniesienia kolejnego dnia w chronicznej chorobie lub dnia powolnej i bolesnej reedukacji.
W innych przypadkach, mogą to być potrzeby związane z zobowiązaniami lub aktywnościami danego dnia, np. przeprowadzić lekcję, kurs, albo zdać jakiś egzamin.
Jezus nas, jego uczniów, uczy, że powinniśmy prosić Boga każdego dnia o chleb – Jego pomoc i wsparcie – takie, jakich potrzebujemy danego dnia.
Zaproszenie Pańskie, do proszenia o nasz chleb powszedni Ojca niebieskiego, wzywa obraz Ojca kochającego, świadomego najmniejszych codziennych potrzeb Jego dzieci i pragnącego im pomóc, każdemu z osobna.
Możemy prosić Go z wiarą, Tego, który wszystkich obdarza chętnie i bez wypominania (Jk 1,5).
Jest to oczywiście niezwykle dodające pewności, ale jest tutaj coś jeszcze ważniejszego, niż pomoc przeżycia kolejnego dnia. Kiedy prosimy i kiedy otrzymujemy nasz boski chleb codzienny, nasza wiara i nasze zaufanie do Boga i Jego Syna rosną.
Zwracajmy się do Boga, każdego dnia, w naszych potrzebach ożywiania naszej wiary.
Pamiętamy słynne wyjście Izraela z Egiptu i czterdzieści lat, które musieli przeżyć na pustyni, zanim weszli do Ziemi Obiecanej. Należało przecież żywić ten ogromny tłum ludzi. Jest oczywistym, że tak duża liczba osób w jednym miejscu nie mogła zadbać na dłuższą metę o ich potrzeby żywności, polując na zwierzęta, a ich życie nomadów nie pozwalało oddać się rolnictwu, czy bardziej rozwiniętej hodowli. Bóg rozstrzygnął tę trudność wyposażając ich w chleb codzienny z niebios – mannę. Ta substancja odżywcza, która każdego ranka pojawiała się na ziemi, była czymś kompletnie nowym i nieznanym. Słowo „manna” pochodzi od słów oznaczających „co to jest?”. Za pośrednictwem Mojżesza Pan nakazał ludowi zbierać ją każdego dnia wystarczająco, by wystarczyło jej na cały dzień; poza dniem sabatu, kiedy w przeddzień musieli zebrać manny na dwa dni.
Na początku, pomimo precyzyjnych wskazówek Mojżesza, niektórzy próbowali zebrać jej więcej, niż na jeden dzień i przechować na dłużej: 19 I rzekł Mojżesz do nich: Niechaj nikt nie pozostawia z tego nic do rana. 20 Ale niektórzy nie usłuchali Mojżesza i pozostawili z tego nieco do rana, lecz to pokryło się robactwem i zacuchnęło. I Mojżesz rozgniewał się na nich (Wj 16,19-20).
Ale kiedy zbierali więcej manny na dwa dni - z sabatem - ta nie psuła się: 24 I przechowali to do następnego rana, jak rozkazał Mojżesz, i nie zacuchnęło to ani też nie było w tym robactwa. 25 I rzekł Mojżesz: Zjedzcie to dzisiaj, gdyż dzisiaj jest sabat Pana; dzisiaj nie znajdziecie tego na polu. 26 Przez sześć dni będziecie to zbierać, ale dnia siódmego jest sabat. W tym dniu tego nie będzie (Wj 16,24-26).
Kiedy jednak usiłowali zbierać mannę w dzień sabatu, nie chcąc wierzyć słowom Mojżesza, wtedy manna psuła się ponownie. 28 I rzekł Pan do Mojżesza: Jak długo będziecie się wzbraniali przestrzegać moich przykazań i moich praw? 29 Patrzcie! Pan dał wam sabat. Dlatego daje wam też dnia szóstego chleb na dwa dni. Zostańcie każdy na swoim miejscu, niechaj nikt w siódmy dzień nie opuszcza swego miejsca (Wj 16,28-29).
Obdarzając ich codziennym pokarmem, dzień po dniu, Bóg próbował nauczyć wiary lud, który podczas 400 lat utracił wiele z wiary swoich ojców. Uczył tych ludzi zaufania Mu, zwracania się do Niego w każdej z ich myśli, nie wątpić, nie lękać się.
Dał im tyle ile trzeba, każdego dnia. Za wyjątkiem dnia szóstego, nie mogli przechowywać manny, aby użyć jej nazajutrz lub w następne dni. W istocie, Izraelici mieli podążać z Bogiem każdego dnia i pokładać w Nim zaufanie, że da im pożywienie każdego dnia następnego. W ten sposób był On bliski im w każdej ich myśli…
Musimy zauważyć, że owe czterdzieści lat nie były rodzajem pomocy socjalnej. Kiedy już plemiona Izraela znalazły się w sytuacji możliwości zadbania o własne potrzeby, zostało im nakazane, by to czynić. Pismo opowiada, jak po przejściu Jordanu i przygotowując się do podboju Kanaanu, rozpocząwszy od Jerycha, Izraelici jedli już zboże tego kraju, czyli zebrane roku poprzedniego.
(11) Nazajutrz po Święcie Paschy jedli z płodów ziemi przaśniki i prażone ziarno. W tym właśnie dniu, (12) gdy jedli z płodów ziemi, rano ustała manna i synowie izraelscy nie otrzymywali już manny, lecz w tym roku jedli z plonów ziemi kanaanejskiej (Joz 5,11-12).
Podobnie i my, kiedy błagamy Boga, by ten obdarzył nas chlebem codziennym, pomocą w chwilach, kiedy nam go brakuje, nie możemy zaprzestać podejmować wszelkich wysiłków, aktywności, aby chleb ów zdobywać własną pracą, własnym wysiłkiem.
Ufajmy Panu, a rozwiązania mogą przyjść z czasem…
Może w życiu ludzkim zdarzyć się tak, że różnego rodzaju trudności, niepowodzenia, czy cierpienia pojawią się w takim wymiarze, że będziemy czuli się nimi przytłoczeni.
Może także zdarzyć się, że pomimo modlitwy o pomoc, o wspomniany wyżej „chleb powszedni”, rozwiązanie będzie wydawało się nie pojawiać…
Co wtedy robić? Jestem daleki od banalizowania napięcia takiej sytuacji, czy też podawania jakichś „cudownych” rozwiązań. Jest jednak pewna możliwość, wręcz konieczność, która ma wymiar prawdziwie cudowny, choć jest jednocześnie ogromnym wysiłkiem wiary (nie tyle próbą, jak chcieliby rozumieć ten fakt niektórzy). Należy modlić się tak, jak nasz Pan modlił się: Ojcze, jeśli chcesz, oddal ten kielich ode mnie; wszakże nie moja, lecz twoja wola niech się stanie (Łk 22,42). Trzeba w tej modlitwie prosić Boga, aby pomógł nam w najdrobniejszym kroczku w naszej drodze życia, tak długo, aż pojawi się rozwiązanie. A może ono być bardzo różne: czasem może to być istotnie radykalnie pozytywna zmiana sytuacji, ze złej w dobrą, a czasem będzie to siła, tak niezwykła jak nigdy dotąd, do zniesienia tego, co nas przygniata… Ale pomoc nadejdzie!
Jest to zawsze bardzo wielki wysiłek. Jezus w trakcie takiej modlitwy pocił się z krwią, co jest świadectwem najwyższej formy stresu, ale dzięki temu wysiłkowi można nauczyć się iść z Panem, krok po kroku, dzień po dniu, tak, by był autentycznym Panem naszego życia.
Tomasz Pieczko, Augustinus nr. 58